niedziela, 26 listopada 2017

Święta Matka Teresa z Kalkuty


Modlitwa
za wstawiennictwem św. Matki Teresy z Kalkuty
Święta Matko Tereso, w Tobie pragnienie Jezusa na Krzyżu zapłonęło żywym płomieniem,
tak iż stałaś się światłem Jego miłości dla innych.
Ty, pragnąc kochać Jezusa tak, jak nigdy dotąd nie był kochany,
oddałaś Mu się całkowicie, niczego Mu nie odmawiając,
stając się nosicielką Jego miłości do najbiedniejszych z biednych.
Wyproś mi u Jezusowego Serca tę łaskę (podać intencję).
Naucz mnie uległości Jezusowi, aby przenikał cały mój umysł, wolę, serce i dysponował nimi,
tak by i moje życie promieniowało Jego światłem i Jego miłością wobec bliźnich.
Niepokalane Serce Najświętszej Maryi Panny, Przyczyno naszej radości, módl się za nami.
Błogosławiona Matko Tereso z Kalkuty, módl się za nami.
Amen.


NOWENNA ZA WSTAWIENNICTWEM ŚWIĘTEJ MATKI TERESY Z KALKUTY
(m. in. o uzdrowienie rozbitych małżeństw, uzdrowienie w chorobach nowotworowych,
wszelką potrzebną pomoc Nieba)
DZIEŃ PIERWSZY
POZNAJ ŻYJĄCEGO JEZUSA

Wgłębi serca każdego człowieka znajduje się wiedza o Bogu. I w głębi serca każdego człowieka jest również pragnienie relacji z Nim”

„Im lepiej poznajemy Boga, tym bardziej będziemy mu ufać.”

” Musimy poznać Boga: to, że Bóg jest miłością, że nas kocha i że stworzył nas- każdą i każdego z osobna- do większych rzeczy. Stworzył nas do kochania i bycia kochanymi.”

„Czy naprawdę znasz żyjącego Jezusa – nie z książek, ale dzięki przebywaniu z Nim w swoim sercu?”

Czy rzeczywiście jestem pewien Chrystusowej miłości do mnie i mojej do Niego? To przekonanie jest skałą, na której zbudowana jest świętość. Co powinniśmy zrobić, aby taką pewność zdobycia? Powinniśmy poznać Jezusa, pokochać Go i Jemu służyć. To poznanie daje wielką siłę. Poznajmy Jezusa wiarą: poprzez rozważanie Jego słów, Jego Kościoła i podczas zjednoczenia z Nim na modlitwie.

MYŚL DNIA

Nie szukaj Jezusa w zaświatach. Tam go nie znajdziesz. On jest blisko ciebie. On jest w tobie.

Poproś o łaskę głębokiego poznania Jezusa.

Odmów modlitwę za wstawiennictwem św. Matki Teresy z Kalkuty.


DZIEŃ DRUGI
JEZUS KOCHA CIĘ NIESKOŃCZONĄ MIŁOŚCIĄ

Jesteś dla Boga kimś wyjątkowym…

On czeka na spotkanie z tobą w modlitwie. Chce cię wypełnić swoją obecnością.

Co to znaczy przebywać sam na sam z Jezusem? Nie jest to siedzenie sam na sam z własnymi myślami. To świadomość, że Jezus jest blisko ciebie, że cię kocha, że jesteś dla Niego cenny, że jest w tobie zakochany. Powołał cię i do Niego należysz. Jeśli tego doświadczysz, będziesz w stanie stawić czoła każdej porażce, każdemu upokorzeniu lub cierpieniu.

Zły może próbować wykorzystać różne zranienia lub błędy z naszego życia, abyśmy uznali za niemożliwe to, że Jezus naprawdę nas kocha i że jest blisko nas. Takie niebezpieczeństwo grozi każdemu. A to smuci, gdyż te podszepty Złego są zupełnym przeciwieństwem tego, co Jezus pragnie powiedzieć… On kocha ciebie zawsze: nawet wtedy, gdy czujesz się tej miłości niegodzien.
Jezus kocha ciebie czule: jesteś dla Niego cenny. Zwróć się do Jezusa z wielką ufnością i pozwól sobie być przez Niego kochanym. Przeszłość należy do Jego Miłosierdzia, przyszłość do Jego Opatrzności, teraźniejszość do Jego Miłości.


MYŚL DNIA

Nie lękaj się-jesteś cenna dla Jezusa. On cię kocha.

Poproś o łaskę pewności bezwarunkowej i osobistej miłości Jezusa do ciebie.

Odmów modlitwę za wstawiennictwem św. Matki Teresy z Kalkuty. 


DZIEŃ TRZECI

USŁYSZ, JAK JEZUS MÓWI DO CIEBIE „PRAGNĘ”

W czasie męki, bólu i samotności Jezus powiedział wyraźnie:

„Czemuś mnie opuścił?”. Tak bardzo był samotny, opuszczony, cierpiący na krzyżu… Podczas tej wielkiej udręki powiedział ” Pragnę”… Ludzie myśleli, że chodziło o zwykłe pragnienie, więc podano Mu natychmiast ocet. Jezus jednak pragnął czegoś innego: naszej miłości, czułości, głębokiego przywiązania do Niego i przeżywania z Nim Jego męki. Ciekawe że powiedział: „Pragnę” a nie „Daj mi swoją miłość”.. Pragnienie Jezusa na krzyżu nie jest fikcją. Wyraziło się w słowie „Pragnę”. Usłyszmy, jak On mówi te słowa do ciebie i do mnie.. to naprawdę Boży dar.

Jeśli będziesz słuchał sercem, usłyszysz i zrozumiesz… Dopóki nie będziesz głęboko przekonany, że Jezus pragnie twej miłości, dopóty się nie dowiesz, kim On chce dla ciebie być i kim chce, byś ty był dla Niego.


Krocz Jego śladami w poszukiwaniu dusz. Zanieś Jezusa i Jego światło do domów ubogich i do tych, którzy najbardziej tego potrzebują. Gdziekolwiek pójdziesz, rozsiewaj miłość wypływającą z Jego Serca, zaspokajając w ten sposób jego pragnienie dusz.


MYŚL DNIA

Tylko pomyśl! Jezus pragnie ciebie i mnie, abyśmy przyszli i zaspokoili Jego pragnienie miłości.

Poproś o łaskę zrozumienia Jezusowego wołania „Pragnę”

Odmów modlitwę za wstawiennictwem św. Matki Teresy z Kalkuty. 


DZIEŃ CZWARTY

MATKA BOŻA CI POMOŻE

Tak bardzo potrzebujemy, by Maryja nauczyła nas, co to znaczy zaspokoić Jezusowe pragnienie naszej miłości, które nam objawił. Maryja uczyniła to w piękny sposób: oddała Bogu swoje życie, trwając w czystości, pokorze i wiernej miłości. Starajmy się wzrastać, mając za przewodnika Matkę Bożą, w tych ważnych postawach serca, które są miłe Bogu i które pozwalają na zjednoczenie z Nim, w Jezusie i przez Jezusa, w mocy Ducha Świętego. postępując tak jak Maryja, pozwolimy Bogu na wzięcie w posiadanie całej naszej istoty. Przez nas Bóg będzie mógł przekazać swoje pragnienie miłości wszystkim, z którymi się zetkniemy, zwłaszcza ubogimi.

Jeśli będziemy trwali przy Matce Bożej, udzieli nam Ona ducha miłującej ufności, radości i całkowitego zawierzenia.


MYŚL DNIA

Trzeba, byśmy byli bardzo blisko Matki Bożej, która stojąc pod krzyżem i słysząc słowa Jezusa: „Pragnę”, pojęła bezmiar Bożej miłości.

Poproś o łaskę nauczenia się od Maryi zaspokojenia Jezusowego pragnienia na Jej wzór.

Odmów modlitwę za wstawiennictwem św. Matki Teresy z Kalkuty. 


DZIEŃ PIĄTY

CAŁKOWICIE ZAUFAJ JEZUSOWI

Zaufaj dobremu Bogu, który nas kocha, który się o nas troszczy, który wszystko widzi i wszystko wie, który wszystko może uczynić dla dobra naszych dusz.

Chrystus zgodził się umrzeć, ponieważ ufał swojemu Ojcu. Wiedział, że Bóg użyje tej pozornej porażki w swoim zbawczym planie. My również powinniśmy mieć głęboką wiarę i zaufanie w to, że jeśli postępujemy zgodnie z wolą Bożą, Jego zbawczy plan wypełni się w nas i przez nas, mimo porażek, jakie nas spotkają.

Jezus nigdy się nie zmienia… Zaufaj Mu, zaufaj z szerokim uśmiechem, nieprzerwanie wierząc, że jest On Drogą do Ojca i Światłem pośród ciemności tego świata.

Uczyńmy jedno wielkie postanowienie, że cali będziemy miłością do Jezusa w świecie…że całkowicie będziemy do Jego dyspozycji, tak by mógł się nami posługiwać bez naszej wiedzy. Sądzę, że jest to najlepszy sposób, by wyrazić naszą miłość do Niego, by przyjąć Go takim, jakim jest. Jeśli zechce przyjść do naszego życia w poniżeniu, w cierpieniu, niech tak będzie. Tak samo, jeśli zechce w rozgłosie. Cokolwiek by to było, sukces czy porażka, jest dla Niego bez znaczenia, więc dla nas również powinno być nieważne.

Maryja wykazała także całkowite zaufanie Bogu poprzez zgodę na udział w Jego planie zbawienia, mimo swej małości. Wiedziała Ona bowiem, że Wszechmocny może dokonać w Niej i przez nią wielkich rzeczy. Zaufała. Kiedy powiedziała Mu „tak” to się stało. Nigdy nie zwątpiła. Nie bój się czule kochać Jezusa. kiedy Mu zaufasz, dokona dla ciebie wielkich rzeczy.


MYŚL DNIA

Ufność do Boga może dokonać wszystkiego.

Poproś o łaskę niewzruszonego zaufania w Bożą moc oraz miłość do ciebie i do innych

Odmów modlitwę za wstawiennictwem św. Matki Teresy z Kalkuty.


DZIEŃ SZÓSTY

PRAWDZIWA MIŁOŚĆ TO ZAWIERZENIE

Słowo „Pragnę” pozostanie bez znaczenia, jeśli w całkowitym zawierzeniu nie oddam wszystkiego Jezusowi.

Zrobię dziś to, cokolwiek zechce Jezus. I pojawi się jedność. Zawierzenie i pozwolenie Bogu, by posłużył się tobą bez twojej wiedzy, jest wspaniałym znakiem jedności z Bogiem. Świętość to właśnie całkowite poddanie się Bogu. Totus Tuus. Cały Twój. To takie jasne. Dawanie wszystkiego, czego żąda. Potrzeba wiele miłości, by dostrzec Bożą Rękę.

Chcę czynić tylko to, czego pragnie Bóg. Miejmy odwagę robić to, czego On pragnie, nawet gdy jest to trudne.

Często przewody ułożone obok siebie są duże i małe, stare i nowe, tańsze i droższe. dopóki nie przejdzie przez nie prąd, nie będzie światła. Przewód to ty i ja. Prąd to Bóg. Możemy umożliwić prądowi przejście przez nas, użycie nas i wytworzenie Światła. Światła- Jezusa albo możemy odmówić naszego udziału i pozwolić, by rozlała się ciemność. Nasza Matka, Maryja, była najwspanialszym przewodem. Pozwoliła, by Bóg wypełnił ją po brzegi, a przez poddanie się Jemu – „Niech mi się stanie według słowa Twego”- stała się pełna łaski. Zaś w chwili, gdy została napełniona „prądem”, czyli łaską Bożą, pospiesznie udała się do domu Elżbiety, by podłączyć przewód-Jana do prądu- Jezusa.


MYŚL DNIA

Pozwól Bogu posługiwać się tobą bez twojej wiedzy.

Poproś o łaskę całkowitego zawierzenia Bogu swojego życia.

Odmów modlitwę za wstawiennictwem św. Matki Teresy z Kalkuty.


DZIEŃ SIÓDMY

BÓG MIŁUJE RADOSNEGO DAWCĘ

Aby radość przyniosła owoce, musi być dzielona.

Mówiąc radość, mam na myśli wewnętrzną głębię radości: w tobie, w twoich oczach, w twoim uśmiechu, spojrzeniu, twarzy, sposobie poruszania się i działania itd.” Aby radość moja w was była”- powiedział Jezus. Czym jest Jezusowa radość? Jest ona wynikiem nieustannej komunii z Bogiem i wypełnienia woli Ojca. „Przyszedłem po to, aby moja radość w was była i aby wasza radość była pełna”. Radość ta jest owocem jedności z Bogiem, przebywania w Jego obecności. Życie w Bogu wypełnia nas radością. Bóg jest radością. Radość błyszczy w oczach, objawia się podczas mówienia i chodzenia… Gdy ludzie zobaczą w nas ciągłą radość, uświadomią sobie, że są umiłowanymi dziećmi Boga.

Nie ma miłości bez radości: miłość bez radości nie jest prawdziwą miłością. Musimy więc wnieść ową radość i miłość w dzisiejszy świat.

Radość również była mocą Maryi. Maryja była pierwszą Misjonarką Miłości: jako pierwsza otrzymała Jezusa fizycznie i w „pośpiechu” zaniosła Go do innych. Tylko radość mogła dać Jej taką siłę, by iść i być służebnicą Pańską.


MYŚL DNIA

Być może nie jesteś w stanie dać innym wiele, ale zawsze możemy podzielić się radością, która wypływa z serca zakochanego w Bogu.

Poproś o łaskę odnalezienia radości w kochaniu i dzielenia tej radości z każdym kogo spotkasz.

Odmów modlitwę za wstawiennictwem św. Matki Teresy z Kalkuty.


DZIEŃ ÓSMY

JEZUS UCZYNIŁ SIEBIE CHLEBEM ŻYCIA I GŁODNYM

Jezus udowodnił swoją miłość do nas przez oddanie swojego życia, siebie samego. ” Będąc bogatym, stał się ubogim” dla ciebie i dla mnie. oddał siebie całkowicie. Umarł na krzyżu. Ale zanim umarł, uczynił siebie Chlebem Życia, by nasycić nasz głód miłości, głód Jego samego. Powiedział: „Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie”. Wielkość Jego miłości sprawiła, że stał się głodnym: ” Byłem głodny, a nakarmiliście mnie. Jeśliście mnie nie nakarmili, nie wejdziecie do życia wiecznego”. Bóg ciągle kocha świat. Posyła ciebie i mnie do dawania świadectwa tej miłości: temu, że jest On miłosierny. To właśnie my mamy być Jego miłością i Jego współczuciem w dzisiejszym świecie. Abyśmy jednak byli zdolni kochać, musimy mieć wiarę, gdyż wiara wprowadzona w czym to miłość. Miłość wprowadzona w czyn to służba. To dlatego Jezus uczynił siebie Chlebem Życia, abyśmy mogli się Nim karmić, Nim żyć i dostrzegać Go w żałosnym przebraniu najbiedniejszych z biednych.

Nasze życie powinno być przeniknięte Eucharystią, ponieważ dzięki Jezusowi Eucharystycznemu poznajemy, jak bardzo Bóg pragnie nas kochać i jak bardzo pragnie w zamian naszej miłości. Od Jezusa Eucharystycznego otrzymujemy światło i siłę potrzebne do zaspokojenia tego Bożego pragnienia.


MYŚL DNIA

Uwierz, że Jezus jest obecny pod postacią Chleba i że jest On w głodnym, nagim, chorym, samotnym, niekochanym, bezdomnym, bezradnym i bez nadziei.

Poproś o łaskę ujrzenia Jezusa w Chlebie Życia i służeniu Jemu, obecnemu w żałosnym przebraniu najbiedniejszych z biednych.

Odmów modlitwę za wstawiennictwem św. Matki Teresy z Kalkuty.


DZIEŃ DZIEWIĄTY

ŚWIĘTOŚĆ TO JEZUS ŻYJĄCY I DZIAŁAJĄCY WE MNIE

Nasze dzieła miłości nie są niczym innym jak rezultatem obfitości Bożej miłości. Kto jest ściśle złączony z Bogiem, mocno kocha bliźniego.

Powinniśmy stać się świętymi nie dlatego, że chcemy czuć się jak święci, ale po to, by Jezus mógł w nas w pełni żyć.

Świętość to przyjęcie woli Boga z szerokim uśmiechem…to wszystko. To przyjęcie Go takim, jaki przychodzi do naszego życia: zgoda na to czego od nas pragnie, jak chce się nami posłużyć, gdzie chce nas postawić. To pozwolenie na posługiwanie się nami bez ustalania tego z nami.

Świętość nie jest uczuciem albo wyobrażeniem… Jest rzeczywistością. Mnie pomaga i pomoże tobie fakt, że dzieła miłości są dziełem świętości.

Ofiarujemy siebie z Nim i dla Niego. Pozwólmy Mu widzieć naszymi oczami, mówić naszym językiem, pracować naszymi dłońmi, chodzić naszymi stopami, myśleć naszym rozumem i kochać naszym sercem. Czy nie będzie to doskonała komunia i nieustanna modlitwa miłości? Bóg jest naszym kochającym Ojcem. Pozwól, by światło Jego miłości świeciło wobec innych, tak by zobaczywszy twoje dobrze wykonane zadania (pranie, sprzątanie, gotowanie, kochanie męża i dzieci), wychwalali Ojca.

Bądź święty. Świętość to najłatwiejsza droga zaspokojenia Jezusowego pragnienia miłości. Jego do ciebie i ciebie do Niego.


MYŚL DNIA

Miłość do bliźnich jest najpewniejszą drogą do wielkiej świętości.

Poproś o łaskę zostania świętym.

Odmów modlitwę za wstawiennictwem św. Matki Teresy z Kalkuty. 


Życiorys

      Święta Matka Teresa z Kalkuty (Agnes Bojaxhiu). Urodziła się 26 sierpnia 1910 r. w Skopje (dzisiejsza Macedonia) w rodzinie albańskiej. Została ochrzczona następnego dnia i ten dzień obchodziła później jako swoje urodziny.

       W 1919 r. jej ojciec, kupiec, wyjechał w interesach. Wrócił z podróży w bardzo ciężkim stanie zdrowia i mimo natychmiastowej pomocy zmarł.

Odbiło się to istotnie na sytuacji materialnej rodziny. Matka pozostała bez środków do życia. Choć nie było im łatwo, przyjmowali w swoich murach ubogich i szukających pomocy. Regularnie na posiłki przychodziła do nich pewna starsza kobieta. Matka mówiła wtedy do dzieci:

"Przyjmujcie ją serdecznie, z miłością. Nie bierzcie do ust nawet kęsa, jeśli wcześniej nie podzielicie się z innymi".

Ponadto matka odwiedzała raz w tygodniu staruszkę opuszczoną przez rodzinę, zanosiła jej jedzenie, sprzątała dom, prała, karmiła. Powtarzała dzieciom:

"Gdy czynicie coś dobrego, róbcie to bez hałasu, jakbyście wrzucały kamyk do morza".
Mając 18 lat Agnes wstąpiła do Sióstr Misjonarek Naszej Pani z Loreto i wyjechała do Indii.

Składając pierwsze śluby zakonne w 1931 r., przyjęła imię Maria Teresa od Dzieciątka Jezus. Sześć lat później złożyła śluby wieczyste.

Przez dwadzieścia lat w kolegium sióstr w Entally, na wschód od Kalkuty, uczyła historii i geografii dziewczęta z dobrych rodzin.

      Kiedy 10 września 1946 r. jechała pociągiem do Darjeeling przeżyła coś, co nazwała potem powołaniem w powołaniu. Usłyszała wyraźnie wewnętrzny głos, by porzucić wszystko i naśladując Jezusa zamieszkać na ulicach Kalkuty razem z nędzarzami, by im służyć. Jedyne, co mogła zrobić, to odpowiedzieć "tak". Wiedziała, że jest to Jego wola i że musi ją wypełnić. Nie miała wątpliwości, że to było Jego działanie.

     "Miałam opuścić klasztor i pomagać biednym, żyjąc pośród nich, lecz dotrzymać ślubów; założyć nowe zgromadzenie pracując w duchu ubóstwa i radości na rzecz najbiedniejszych z biednych, mieszkających w dzielnicach nędzy. To był Jego rozkaz. Wiedziałam, do kogo należę, ale nie wiedziałam, jak się do tego zabrać".

     W październiku wróciła do sióstr, ale myśl o opuszczeniu klasztoru nie opuszczała jej.

     Jednak arcybiskup odmówił zgody na opuszczenie klasztoru, twierdząc, że jeśli to Boża sprawa, to przetrwa próbę czasu. Przeniesiono ją do Asansol, trzy godziny drogi od Kalkuty. Tam uczyła, przygotowywała dzieci do Pierwszej Komunii, opiekowała się ogrodem. Była tu około pięciu miesięcy, potem arcybiskup ponownie przeniósł ją do Kalkuty. W styczniu 1948 r. pozwolił jej ubiegać się o zgodę na opuszczenie zakonu.

     W 1948 r., po 20 latach życia zakonnego, postanowiła opuścić mury klasztorne. Chciała pomagać biednym i umierającym w slumsach Kalkuty. Przez dwa lata oczekiwała na decyzję władz kościelnych, by móc założyć własne Zgromadzenie Misjonarek Miłości i zamienić habit na sari - tradycyjny strój hinduski.


     7 października 1949 r. nowe zgromadzenie zostało zatwierdzone przez arcybiskupa Kalkuty Ferdinanda Periera na prawie diecezjalnym. Po odbyciu nowicjatu 12 sióstr złożyło pierwszą profesję zakonną 12 kwietnia 1953 r., a założycielka złożyła profesję wieczystą jako Misjonarka Miłości.

1 lutego 1965 r. zgromadzenie otrzymało zatwierdzenie przez Stolicę Apostolską.

     Stopniowo do sióstr dołączali spontanicznie lekarze, pielęgniarki i ludzie świeccy. Organizowano kolejne punkty pomocy, by uporać się z chorobami będącymi skutkiem niedożywienia i przeludnienia
     W ciągu długiego życia Matka Teresa przemierzała niezmordowanie cały świat, zakładając placówki swej wspólnoty zakonnej i pomagając na różne sposoby najuboższym i najbardziej potrzebującym.

 Shishu Bhavan dom założony przez Matkę Teresę z Kalkuty.

     W 1963 r. założyła męską wspólnotę czynną Braci Misjonarzy Miłości.

     W 1968 r. papież Paweł VI poprosił Matkę Teresę o przysłanie sióstr z jej zgromadzenia do Rzymu do opieki nad biedakami.

     W 1976 r. Matka Teresa utworzyła wspólnotę kontemplacyjną dla sióstr i braci.
     Otrzymała wiele nagród i odznaczeń międzynarodowych, m.in. Pokojową Nagrodę Nobla w 1979 r. Dzięki temu wiele krajów otworzyło drzwi dla sióstr. Papież Paweł VI nagrodził ją Nagrodą Pokoju papieża Jana XXIII "za pracę na rzecz ubogich, obraz chrześcijańskiej miłości i wysiłki na rzecz pokoju".

     W 1976 r. otrzymała nagrodę Pacem in terris. Na wniosek włoskich dzieci została Kawalerem Orderu Uśmiechu (1996).
     Wielokrotnie gościła w Polsce, odkąd w 1983 r. Misjonarki Miłości podjęły służbę w naszym kraju. Podczas tych wizyt witana była przez hierarchów Kościoła i tłumy wiernych. Przyjmowała śluby swoich sióstr, odwiedzała prowadzone przez nie domy i otwierała nowe.

Spotkać ją można było też wśród bezdomnych na Dworcu Wschodnim czy u więźniów na Służewcu w Warszawie.

     W 1993 r. przyjęła doktorat honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dyplom wręczył jej rektor Uniwersytetu; uroczystość odbyła się jednak nie w murach krakowskiej uczelni, ale w Warszawie, w pomieszczeniu, które na co dzień służy jako stołówka dla najuboższych.
Obecnie w ponad 560 domach w 130 krajach pracuje prawie 5 tys. sióstr.

Kalkuta, Indie. Oddział męski w Domu Matki Teresy - Nirmal Hriday, (dom dla umierających). Wikimedia Commons/dp. Fot.: Mark Makowiecki



   Gałąź męska zgromadzenia liczy ok. 500 członków w 20 krajach. Strojem zakonnym sióstr jest białe sari z niebieskimi paskami na obrzeżach.
    Matka Teresa zmarła w opinii świętości w wieku 87 lat na zawał serca w domu macierzystym swego zgromadzenia w Kalkucie 5 września 1997 r.

    Jej pogrzeb w dniu 13 września 1997 r., decyzją władz Indii, miał oprawę należną osobom zajmującym najważniejsze stanowiska w państwie.
    Na prośbę wielu osób i organizacji św. Jan Paweł II już w lipcu 1999 r., a więc zaledwie w 2 lata po jej śmierci, wydał zgodę na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego, chociaż przepisy kościelne wymagają minimum 5 lat od śmierci sługi Bożego na podjęcie takich działań.

    Proces na szczeblu diecezjalnym zakończono już w 2001 r.

    Beatyfikacji Matki Teresy dokonał w ramach obchodów 25-lecia swojego pontyfikatu św. Jan Paweł II dnia 19 października 2003 r.     Kanonizacja Matki Teresy odbyła się w ramach obchodów Nadzwyczajnego Jubileuszu Świętego Roku Miłosierdzia w Watykanie 4 września 2016 r., a dokonał jej papież Franciszek.

Czyń dobro mimo to!
Matka Teresa z Kalkuty
Ludzie są nierozsądni,
nielogiczni i zajęci sobą,
KOCHAJ ICH MIMO TO.

Jeśli uczynisz coś dobrego,
zarzucą ci egoizm i ukryte intencje,
CZYŃ DOBRO MIMO TO.

Jeśli ci się coś uda,
zyskasz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów.
STARAJ SIĘ MIMO TO.

Dobro, które czynisz,
jutro zostanie zapomniane.
CZYŃ DOBRO MIMO TO.

Uczciwość i otwartość
wystawią cię na ciosy.
BĄDŹ MIMO TO UCZCIWY I OTWARTY.

To, co zbudowałeś wysiłkiem wielu lat,
może przez jedną noc lec w gruzach.
BUDUJ MIMO TO.

Twoja pomoc jest naprawdę potrzebna,
ale kiedy będziesz pomagał ludziom,
oni mogą cię zaatakować.
POMAGAJ IM MIMO TO.

Daj światu z siebie wszystko,
a wybiją ci zęby.
MIMO TO DAJ ŚWIATU Z SIEBIE WSZYSTKO.
Owocem wiary jest miłość
Matka Teresa z Kalkuty
   Najcięższą chorobą na Zachodzie nie jest gruźlica ani trąd, lecz brak miłości, troski, poczucie, że jesteśmy nikomu niepotrzebni.
   Fizyczne dolegliwości możemy leczyć różnymi medykamentami, ale osamotnienie, rozpacz i brak nadziei możemy leczyć tylko miłością. Niemało ludzi na świecie umiera z braku kromki chleba, znacznie więcej jednak umiera z braku miłości. Ubóstwo na Zachodzie jest specyficznym rodzajem ubóstwa ­ to nie tylko ubóstwo spowodowane samotnością, ale także brakiem duchowego życia. Głód miłości jest taki sam jak głód Boga.
   Nie sposób zaspokoić tej potrzeby bez wsparcia, jakim jest łaska Boża.
   Kiedy zdacie sobie sprawę z tego, jak bardzo kocha was Bóg, wtedy będziecie mogli żyć i promieniować tą miłością. 

   Zawsze twierdzę, że miłość zaczyna się w domu: najpierw w rodzinie, potem w waszym miasteczku albo wielkim mieście. 

   Nietrudno kochać ludzi, którzy są od nas daleko, trudniej kochać tych, z którymi współżyjemy albo którzy w pobliżu nas przebywają. 

   Nie akceptuję wielkich czynów na skalę ogólną ­ trzeba zaczynać od miłości jednostki. Chcąc kogoś pokochać, trzeba nawiązać kontakt z tą osobą, zbliżyć się do niej. Każdy potrzebuje miłości. Każdy musi mieć świadomość, że jest potrzebny i że jest ważny dla Boga.
   Jezus powiedział:

"Miłujcie się wzajemnie, tak jak Ja was umiłowałem", a także:

"Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25, 40).     

   Powiedział także:

" Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie" (Mt 25, 35. 36).
   Zawsze przypominam siostrom i braciom, że nasz dzień składa się z 24 godzin, które spędzamy z Jezusem.
   Przed przystąpieniem do swojej pracy apostolskiej każda misjonarka miłości czy misjonarz odmawiają następującą modlitwę, która odmawiana jest również przez personel lekarski w Shishu Bhavan, domu dla dzieci w Kalkucie:


Drogi Boże, Wielki Uzdrowicielu, klękam przed Tobą,
bo każdy doskonały dar pochodzi od Ciebie.
Błagam Cię, obdarz moje ręce zręcznością,
mój umysł jasną wizją, a moje serce dobrocią i łagodnością.
Pozwól mi wypełniać mój cel z całkowitym poświęceniem,
użycz mi sił do dźwigania ciężaru cierpienia moich podopiecznych,
do prawdziwego realizowania przywileju, który stał się moim udziałem.
Spraw, aby moje serce nie znało próżności ani pokus świata,
abym w prostocie dziecięcej ufności mógł na Tobie polegać.

Amen.

Linki:


Wspomnienie

5 września - Święta Matka Teresa z Kalkuty, dziewica i zakonnica.

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Matka Boża Fatimska




Powstała ona w oparciu o słowa, jakie Jan Paweł II skierował do Maryi w uroczystość Zwiastowania Pańskiego, 25 marca 1984 r.. Wypowiedziany wówczas na placu św. Piotra w Rzymie akt poświęcenia Rosji i świata Niepokalanemu Sercu Maryi stanowił wypełnienie prośby Matki Bożej Fatimskiej, która domagała się, by tego poświęcenia dokonał Ojciec Święty w jedności z wszystkimi biskupami świata. Akt ten został przyjęty przez niebo i pozwolił Maryi zapoczątkować spełnianie danych nam w Fatimie obietnic.

«Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą!».

Błogosławiona jesteś, Maryjo, posłana przez Boga do Fatimy, która przyniosłaś światu orędzie nadziei, wezwanie do modlitwy i pokuty oraz prośbę o wynagradzanie za grzechy popełniane przez współczesnych ludzi.

Gdy Twe słowa o triumfie Twego Niepokalanego Serca zbliżają się zwolna do swego wypełnienia, my, odprawiając Wielką Nowennę przygotowującą nas do stuletniej rocznicy Twych fatimskich objawień, zwracamy się do Ciebie w duchu miłości, pokory i ufności bezgranicznej i jednocząc się z całym Kościołem wołamy do Ciebie:

«Pod Twoją obronę uciekamy się, Święta Boża Rodzicielko!»

Stajemy dzisiaj przed Tobą, Matko nasza, Matko naszych rodzin, Matko ludzi i całych narodów. Ty znasz wszystkie nasze cierpienia i nadzieje, Ty czujesz po macierzyńsku wszystkie zmagania pomiędzy dobrem a złem, pomiędzy światłem i ciemnością, jakie wstrząsają naszym współczesnym światem. Prosimy, przyjmij nasze wołanie skierowane w Duchu Przenajświętszym wprost do Twojego Serca i ogarnij macierzyńską miłością ten nasz ludzki świat, który Ci zawierzamy pełni niepokoju o doczesny i wieczny los nas samych i wszystkich naszych sióstr i braci.

Mówiłaś ze smutkiem: «Wiele dusz idzie na potępienie». Swej duchowej córce Łucji tłumaczyłaś, że «dzisiejszy świat bardziej zasługuje na potop niż czasy Noego», a w swym fatimskim sekrecie pozostawiłaś nam ostrzeżenie:

„świat zasłużył dziś na wielką karę Bożą. Tylko Bóg ma moc zmienić bieg naszych dziejów, położyć kres rozrastającej się wokół nas cywilizacji śmierci, obudzić w ludziach pragnienie budowania nowego, lepszego świata”.

Jako uczniowie Chrystusa, wezwani do służby pod Jego sztandarem, stojąc dzisiaj przed Tobą, pragniemy wraz z całym Kościołem, wobec Twego Niepokalanego Serca, zjednoczyć się z poświęceniem, w którym Syn Twój, z miłości ku nam, oddał się Ojcu: «Za nich - powiedział - Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie» (J 17,19). Pragniemy zjednoczyć się z naszym Odkupicielem w tym poświęceniu za świat i ludzkość, które w Jego Boskim Sercu ma moc przebłagać i zadośćuczynić.

Oddajemy się dziś Tobie bez zastrzeżeń, by każdy z nas był «cały Twój», aż na wieki, by nic nie odłączyło nas od Jezusa, Zbawiciela świata. Niech nasze poświęcenie, zjednoczone z poświęceniem Twego Syna, ma moc przemieniać otaczający nas świat. Niech ogarnie wszystkich ludzi i przewyższa wszelkie zło, jakie duch ciemności zdolny jest rozniecić w sercu człowieka i w jego dziejach: jakie już rozniecił w naszych czasach.

Prosimy Cię, Maryjo! Ukaż nam swe Niepokalane Serce, będące drogą, która zaprowadzi dzisiejszy świat do Boga.

Prosimy: «Od wszelakich złych przygód racz nas zawsze wybawiać!»

Wśród licznych zagrożeń i niepewności jutra, wołamy do Ciebie w zaufaniu bez granic:

Pomóż nam przezwyciężyć grozę zła, która tak łatwo zakorzenia się w sercach współczesnych ludzi – zła, które w swych niewymiernych skutkach ciąży już nad naszą współczesnością i zdaje się zamykać drogi ku przyszłości!

Od głodu i wojny, wybaw nas!

Od wojny atomowej, od nieobliczalnego samozniszczenia, od wszelkiej wojny, wybaw nas!

Od grzechów przeciw życiu człowieka od jego zarania, wybaw nas!

Od nienawiści i podeptania godności dzieci Bożych, wybaw nas!

Od wszelkich rodzajów niesprawiedliwości w życiu społecznym, państwowym i międzynarodowym, wybaw nas!

Od deptania Bożych przykazań, wybaw nas!

Od usiłowań zdeptania samej prawdy o Bogu w sercach ludzkich, wybaw nas!

Od przytępienia wrażliwości sumienia na dobro i zło, wybaw nas!

Od grzechów przeciw Duchowi Świętemu, wybaw nas!

Przyjmij, nasza Matko, to wołanie nabrzmiałe cierpieniem wszystkich ludzi! Przepojone cierpieniem całych społeczeństw!

Pomóż nam mocą Ducha Świętego przezwyciężać wszelki grzech, grzech w każdej jego postaci: w nas i wokół nas.

Niech nasze dziecięce oddanie się Tobie stanie się narzędziem, którym posłużysz się zgodnie z wolą Bożą, aby rychlej nadeszła cywilizacja miłości, aby pojawiła się wśród nas wiosna chrześcijaństwa i zakwitła świętością życia nas, naszych rodzin i całych narodów.

Niech jeszcze raz objawi się w dziejach świata nieskończona potęga Odkupienia: potęga Miłości miłosiernej! Niech powstrzyma zło! Niech przetworzy sumienia! Niech w Sercu Twym Niepokalanym odsłoni się dla wszystkich światło Nadziei!

Niech Serce Twe Niepokalane zmieni świat.

Amen.

MODLITWA ZAWIERZENIA NOWENNY
Słowa, które leżą u podstaw tej modlitwy, wypowiedział Ojciec Święty Jan Paweł II podczas czuwania modlitewnego w Fatimie, 12 maja 1991 r.

Przyjmij, o Matko Boga i Matko moja,
tę Wielką Fatimską Nowennę, jaką odprawiam
ku Twojej czci i chwale Trójcy Świętej niegasnącej światłości.
Tego Boskiego blasku potrzebują moje stopy,
gdy idę przez świat, pełen niepokoju i często zagubiony.
Dziewico z Fatimy, towarzysz mi w drodze!
Prowadź do Twego Syna! Zaprowadź do portu zbawienia.
Módl się za mną, grzesznym, teraz i w godzinę mojej śmierci!
Amen.

HISTORIA OBJAWIEŃ
Zjawienie się Anioła
na podstawie Wspomnień Siostry Łucji tekst zatwierdzony przez Biskupa diecezji Leiria
Fatima, grudzień 2002
Według mego obliczenia, zdaje się, ze pierwsze zjawienie się Anioła było w roku 1915. Zjawił się wprawdzie Anioł, który jeszcze wtedy nie odważył się całkowicie ukazać.
Sądząc według pory roku wydaje mi się, że musiało to być pomiędzy kwietniem a październikiem 1915r.
Na zboczu Cabeco, które jest zwrócone na południe, kiedy odmawiałam różaniec z trzema dziewczętami: Teresą Matias, Maria Rosa Matias, jej siostrą, i Marią Justiną z wioski zwanej Casa Velha zobaczyłam, że ponad drzewami doliny, która rozciągała się u naszych stóp, unosi się jakiś obłok bielszy od śniegu, przezroczysty, w kształcie ludzkiej postaci. Moje towarzyszki pytały mnie. co by to mogło być. Odpowiedziałam, że nie wiem. Dwa razy powtórzyło się to samo w różnych dniach.
To zjawisko pozostawiło mi w duszy pewne wrażenie, którego nie umiem określić. Powoli zacierało się to wrażenie i sądzę, że gdyby nie następne fakty, byłabym o tym zupełnie zapomniała.

Daty nie mogę określić dokładnie, bo w owym czasie nie umiałam jeszcze liczyć lat ani miesięcy, ani nawet dni tygodnia. Wydaje mi się jednak, że musiało to być wiosną 1916 r., kiedy Anioł pokazał się nam po raz pierwszy w Loca do Cabeco.
W moim piśmie o Hiacyncie wspomniałam już, jak wchodziliśmy na zbocza szukając schronienia. Jak po spożyciu podwieczorku i po modlitwie zobaczyliśmy w pewnym oddaleniu, ponad drzewami w kierunku wschodnim, światło bielsze od śniegu w kształcie młodziana przejrzystego, bardziej lśniącego niż kryształ w blasku słonecznym. W miarę jak się zbliżał, mogliśmy rozpoznać jego rysy. Byliśmy bardzo zaskoczeni i przejęci. Nie mogliśmy wypowiedzieć ani słowa.

Zbliżywszy się do nas, powiedział:
-„Nie bójcie się, jestem Aniołem Pokoju! Módlcie się ze mną".
Uklęknął i pochylił głowę aż do ziemi.
Porwani siłą nadprzyrodzoną robiliśmy to samo i powtarzaliśmy słowa wymawiane przez niego:
-„O mój Boże, wierzę w Ciebie, uwielbiam Ciebie, ufam Tobie,
kocham Cię. Proszę Cię, byś wybaczył tym, którzy nie wierzą, którzy Cię nie uwielbiają, którzy Cię nie kochają, którzy Ci nie ufają".

Po powtórzeniu tego trzy razy, powstał i powiedział:
-„Tak macie się modlić! Serce Jezusa i Maryi słuchają z uwagą waszych próśb".
I zniknął.

Atmosfera nadprzyrodzoności, która nas otaczała, była tak silna, że przez długi czas prawie nie zdawaliśmy sobie sprawy z naszego istnienia. Pozostawaliśmy w tej samej pozycji, w której nas zostawił Anioł i powtarzaliśmy ciągle tę samą modlitwę. Obecność Boga odczuwaliśmy tak silnie i głęboko, ze nawet nie odważyliśmy się rozmawiać ze sobą. Jeszcze następnego dnia odczuwaliśmy, że nasze dusze wciąż są ogarnięte tą atmosferą, która bardzo powoli znikała.
Żadne z nas nie myślało, by mówić o tym zjawieniu. Taka postawa sama się narzucała. To było coś tak osobistego, że nie było łatwo powiedzieć o tym chociażby słowa. Może to zjawienie zrobiło na nas tym większe wrażenie, ponieważ było ono pierwsze.
Następne zjawienie miało miejsce latem. W dniach największego upału prowadziliśmy naszą trzodę w południe do domu, aby ją wyprowadzić znowu pod wieczór. Popołudniowe godziny odpoczynku spędzaliśmy w cieniu drzew, które otaczały studnię, wiele razy już wspomnianą.
Nagle zobaczyliśmy tego samego Anioła przed nami:
- „Co robicie? Módlcie się! Módlcie się dużo! Serce Jezusa i Maryi chcą przez was okazać (światu) wiele miłosierdzia. Ofiarujcie bezustannie Największemu modlitwy i umartwienia".
- „Jak mamy się umartwiać?" - zapytałam.
- „Z wszystkiego, co tylko możecie, zróbcie ofiarę jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi On jest obrażany i dla uproszenia nawrócenia grzeszników. W ten sposób ściągniecie pokój na waszą Ojczyznę. Jestem Aniołem Stróżem Portugalii. Przede wszystkim przyjmijcie i znoście z poddaniem cierpienia, które wam Bóg ześle".

Te słowa Anioła wryły się w naszych umysłach jako światło, które nam pozwoliło zrozumieć, kim jest Bóg, jak nas kocha, i jak pragnie być przez nas kochany. Poznaliśmy wartość umartwienia, jak ono Bogu jest przyjemne, i jak przez nie nawracają się grzesznicy.

Od tego czasu zaczęliśmy ofiarowywać Bogu wszystko, co nas bolało, ale nie szukaliśmy innych umartwień i pokuty z wyjątkiem godzin przebytych na klęczkach przy powtarzaniu modlitwy, której nas Anioł nauczył.
Trzecie zjawienie, wydaje mi się, miało miejsce w październiku albo w końcu września, w tym czasie przerwy obiadowej nie spędzaliśmy już w domu. Jak już wspomniałam pisząc o Hiacyncie, przeszliśmy z Pregueiry (lasku oliwnego należącego do moich rodziców) do Loca de Cabeco okrążając zbocza wzgórza od strony Aljustrel i Casa Velha. Tam odmówiliśmy najpierw różaniec i modlitwę, której nas nauczył Anioł w czasie swego pierwszego zjawienia.
Kiedy tam byliśmy, ukazał się nam Anioł po raz trzeci. Trzymał w ręce kielich, nad którym unosiła się święta Hostia, z której spływały krople Krwi do kielicha. Nagle kielich z Hostią zawisł w powietrzu, a Anioł uklęknął na ziemi i powtórzył trzy razy modlitwę:
- „Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu, Duchu Święty,uwielbiam Cię ze czcią najgłębszą. Ofiaruję Ci przenajdroższe Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo Pana naszego Jezusa Chrystusa, obecnego na wszystkich ołtarzach świata, na przebłaganie za zniewagi, świętokradztwa i zaniedbania, które Go obrażają. Przez niezmierzone zasługi Jego Najświętszego Serca i Niepokalanego Serca Maryi proszę Was o nawrócenie biednych grzeszników".

Następnie podnosząc się z klęczek wziął znowu w rękę kielich i Hostię. Hostię podał mnie, a zawartość kielicha podał Hiacyncie i Franciszkowi do wypicia mówiąc równocześnie:
-„Przyjmijcie Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, okropnie znieważanego przez niewdzięcznych ludzi. Wynagrodźcie ich grzechy i pocieszajcie waszego Boga!"

Potem znowu uklęknął i odmówił z nami trzy razy tę samą modlitwę: „Trójco Przenajświętsza" i znikł.

Poruszeni siłą nadprzyrodzoną, która nas otaczała naśladowaliśmy we wszystkim Anioła, tzn. uklękliśmy jak on na ziemi i powtarzaliśmy modlitwy, które on odmawiał. Siła obecności Bożej była tak intensywna, że prawie całkowicie nas pochłaniała i unicestwiała. Zdawało nam się nawet, że przez dłuższy czas zostaliśmy pozbawieni używania zmysłów. W czasie tych dni wykonywaliśmy nasze zewnętrzne czynności jak gdybyśmy byli poruszani przez tę samą istotę nadprzyrodzoną, która nas do tego skłoniła. Spokój i szczęście, które odczuwaliśmy, były bardzo wielkie, ale tylko wewnętrznie, najzupełniej skupiające duszę w Bogu. A również osłabienie fizyczne, które nas ogarnęło, było wielkie.
 Figura Matki Boskiej Fatimskiej.
Treść objawień Matki Bożej w Fatimie w 1917 r.
na podstawie Wspomnień Siostry Łucji tekst zatwierdzony przez Biskupa diecezji Leiria
Fatima, grudzień 2002
W chwili objawień Najświętszej Maryi Panny, Łucja de Jesus, Franciszek i Hiacynta Marto mieli po dziesięć, dziewięć i siedem lat. Cała trójka mieszkała w Aljustrel, w miejscu należącym do parafii fatimskiej. Objawienia miały miejsce na małym skrawku ziemi należącym do rodziców Łucji, nazywanym Cova da Iria,
i znajdującym się dwa i pół kilometra od Fatimy na drodze do Leirii. Matka Boża ukazała się im na krzewie zwanym ilex, będącym karłowatą odmianą dębu, mierzącym nieco ponad metr wysokości.
Franciszek widział Maryję, lecz Jej nie słyszał. Hiacynta Ją widziała i słyszała. Łucja natomiast widziała, słyszała i rozmawiała z Nią. Objawienia miały miejsce około południa. 
I. 13 maja 1917 - pierwsze objawienie się Matki Bożej
13 maja 1917 r. bawiliśmy się z Hiacynta i Franciszkiem na szczycie zbocza Cova da Iria. Budowaliśmy murek dookoła gęstych krzewów, kiedy nagle ujrzeliśmy jakby błyskawicę.
- „Lepiej pójdźmy do domu - powiedziałam do moich krewnych. - Zaczyna się błyskać, może przyjść burza".
- „Dobrze!" - odpowiedzieli.

Zaczęliśmy schodzić ze zbocza, poganiając owce w stronę drogi. Kiedy doszliśmy mniej więcej do połowy zbocza, blisko dużego dębu, zobaczyliśmy znowu błyskawicę, a po zrobieniu kilku kroków dalej, ujrzeliśmy na skalnym dębie Panią w białej sukni, promieniującą jak słońce. Jaśniała światłem jeszcze jaśniejszym niż promienie słoneczne, które świecą przez kryształowe naczynie z wodą. Zaskoczeni tym widzeniem zatrzymaliśmy się.

Byliśmy tak blisko, że znajdowaliśmy się w obrębie światła, które Ją otaczało, lub którym Ona promieniała, mniej więcej w odległości półtora metra.
Potem Nasza Droga Pani powiedziała:
- „Nie bójcie się! Nic złego wam nie zrobię!"
- „Skąd Pani jest?" - zapytałam.
- „Jestem z Nieba!"
- „A czego Pani ode mnie chce?"
- „Przyszłam was prosić, abyście tu przychodzili przez 6 kolejnych miesięcy, dnia 13 o tej samej godzinie. Potem powiem, kim jestem i czego chcę. Następnie wrócę jeszcze siódmy raz". (Siódmym razem było objawienie już 16 czerwca 1921 r. w przeddzień odjazdu Łucji do Vilar de Porto. Chodzi o objawienie z osobistym orędziem dla Łucji, dlatego nie uważała go za tak ważne).

- „Czy ja także pójdę do nieba?"
- „Tak!"
- „A Hiacynta?"
- „Też!"
- „A Franciszek?"
- „Także, ale musi jeszcze odmówić wiele różańców".

Przypomniałam sobie dwie dziewczynki, które niedawno umarły. Były moimi koleżankami i uczyły się tkactwa u mojej starszej siostry.
- „ Maria das Neves jest już w niebie?"
- „ Tak, jest". (Zdaje się, że miała jakieś 16 lat.)
- „ A Amelia?"
- „ Zostanie w czyśćcu aż do końca świata". (Sądzę, że mogła mieć 18 do 20 lat.) – (Oczywiście nie trzeba tego brać dosłownie. Do końca świata ma oznaczać bardzo długi czas).
- „ Czy chcecie ofiarować się Bogu, aby znosić wszystkie cierpienia, które On wam ześle jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany i jako prośba o nawrócenie grzeszników?"
- „ Tak, chcemy!"
- „ Będziecie więc musieli wiele cierpieć, ale łaska Boża będzie waszą siłą!"

Wymawiając te ostatnie słowa (łaska Boża itd.) rozłożyła po raz pierwszy ręce przekazując nam światło tak silne, jak gdyby odblask wychodzący z Jej rąk. To światło dotarło do naszego wnętrza, do najgłębszej głębi duszy i spowodowało, żeśmy się widzieli w Bogu, który jest tym światłem, wyraźniej niż w najlepszym zwierciadle.

Pod wpływem wewnętrznego impulsu również nam przekazanego, padliśmy na kolana i powtarzaliśmy bardzo pobożnie:
- „O Trójco Przenajświętsza, uwielbiam Cię. Mój Boże, Mój Boże, kocham Cię w Najświętszym Sakramencie".

Po chwili Nasza Droga Pani dodała:
- „Odmawiajcie codziennie
różaniec, aby uzyskać pokój dla świata i koniec wojny!"

Potem zaczęła się spokojnie unosić w stronę wschodu i wreszcie znikła w nieskończonej odległości. Światło, które Ją otaczało zdawało się torować Jej drogę do przestworza niebieskiego. Z tego powodu mówiliśmy nieraz, że widzieliśmy, jak się niebo otwierało.

Wydaje mi się, że pisząc o Hiacyncie albo w jakimś innym liście już podkreśliłam, że przed Naszą Panią nie mieliśmy strachu, lecz przed nadchodzącą burzą, przed którą chcieliśmy uciec. Ukazanie się Matki Boskiej nie wzbudziło w nas ani lęku, ani obawy, ale było dla nas zaskoczeniem. Gdy mnie pytano, czy odczuwałam lęk, mówiłam „tak", ale to się odnosiło do strachu, jaki miałam przed błyskawicą i przed nadchodzącą burzą; przed którą chcieliśmy uciekać, bo błyskawice widzieliśmy tylko podczas burzy. Błyskawice te nie były jednak właściwymi błyskawicami, lecz odbiciem światła, które się zbliżało. Gdyśmy widzieli to światło, mówiliśmy nieraz, że widzieliśmy przychodzącą Naszą Dobrą Panią.

Ale Matkę Bożą mogliśmy w tym świetle dopiero rozpoznać, kiedy była już na skalnym dębie. Ponieważ nie umieliśmy sobie tego wytłumaczyć i chcąc uniknąć drażliwych pytań mówiliśmy nieraz, że widzimy, jak przychodzi, a innym razem mówiliśmy, że Jej nie widzimy. Kiedy mówiliśmy „ tak", widzimy Ją jak przychodzi, mieliśmy na myśli światło, które się zbliżało, a którym właściwie była Ona. A jeżeli mówiliśmy, że nie widzimy, jak przychodzi, znaczyło to, że widzieliśmy Ją dopiero, gdy była nad skalnym dębem.
II. 13 czerwca 1917 - drugie objawienie się Matki Bożej
13 czerwca 1917 r. po odmówieniu różańca z Hiacynta, Franciszkiem i innymi osobami, które były obecne, zobaczyliśmy znowu odblask światła, które się zbliżało (to cośmy nazwali błyskawicą), i następnie ponad dębem skalnym Matkę Bożą, zupełnie podobną do postaci z maja.

- „Czego Pani sobie życzy ode mnie?"
- „Chcę, żebyście przyszli tutaj dnia 13 przyszłego miesiąca, żebyście codziennie odmawiali różaniec i nauczyli się czytać. Później wam powiem, czego chcę".


Prosiłam o uzdrowienie jednego chorego.
- „Jeżeli się nawróci, wyzdrowieje w ciągu roku".
- „Chciałabym prosić, żeby nas Pani zabrała do nieba".
- „Tak! Hiacyntę i Franciszka zabiorę niedługo. Ty jednak tu zostaniesz przez jakiś czas. Jezus chce się posłużyć tobą, aby ludzie mnie poznali i pokochali. Chciałby ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca"
(Tu z pośpiechu Łucja opuściła koniec zdania, który w innych dokumentach brzmi następująco: „Kto je przyjmuje, temu obiecuje zbawienie dla ozdoby Jego tronu").
- „ Zostanę tu sama?" - zapytałam ze smutkiem.
- „Nie, moja córko! Cierpisz bardzo? Nie trać odwagi. Nigdy cię nie opuszczę, moje Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która cię zaprowadzi do Boga".


W tej chwili, gdy wypowiadała te ostatnie słowa, otworzyła swoje dłonie i przekazała nam powtórnie odblask tego niezmiernego światła. W nim widzieliśmy się jak gdyby pogrążeni w Bogu. Hiacynta i Franciszek wydawali się stać w tej części światła, które wznosiło się do nieba, a ja w tej, które się rozprzestrzeniało na ziemię. Przed prawą dłonią Matki Boskiej znajdowało się Serce, otoczone cierniami, które wydawały się je przebijać. Zrozumieliśmy, że było to Niepokalane Serce Maryi, znieważane przez grzechy ludzkości, które pragnęło zadośćuczynienia.
To, Ekscelencjo, mieliśmy na myśli, kiedyśmy mówili, że Matka Boska wyjawiła nam w czerwcu tajemnicę. Nasza Pani nie rozkazała nam tego zachować w tajemnicy, ale odczuwaliśmy, że Bóg nas do tego nakłania.
III. 13 lipca 1917 - trzecie objawienie się Matki Bożej
13 lipca 1917 r. krótko po naszym przybyciu do Cova da Iria do dębu skalnego, gdy odmówiliśmy różaniec z ludźmi licznie zebranymi, zobaczyliśmy znany już blask światła, a następnie Matkę Boską na dębie skalnym.

- „Czego sobie Pani ode mnie życzy?" - zapytałam.
- „Chcę, żebyście przyszli tutaj 13 przyszłego miesiąca, żebyście nadal codziennie odmawiali różaniec na cześć Matki Boskiej Różańcowej, dla uproszenia pokoju na świecie i o zakończenie wojny, bo tylko Ona może te łaski uzyskać".
- „Chciałabym prosić, żeby Pani nam powiedziała, kim jest i uczyniła cud, żeby wszyscy uwierzyli, że nam się Pani ukazuje".
- „Przychodźcie tutaj w dalszym ciągu co miesiąc! W październiku powiem, kim jestem i czego chcę, i uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli".


Potem przedłożyłam kilka próśb, nie pamiętam, jakie to były. Przypominam sobie tylko, że Nasza Dobra Pani powiedziała, że trzeba odmawiać różaniec, aby w ciągu roku te łaski otrzymać. I w dalszym ciągu mówiła:
- „Ofiarujcie się za grzeszników i mówcie często, zwłaszcza gdy będziecie ponosić ofiary: O Jezu, czynię to z miłości dla Ciebie, za nawrócenie grzeszników i za zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi".

Przy tych ostatnich słowach rozłożyła znowu ręce jak w dwóch poprzednich miesiącach. Promień światła zdawał się przenikać ziemię i zobaczyliśmy jakby morze ognia, a w tym ogniu zanurzeni byli diabli i dusze w ludzkich postaciach podobne do przezroczystych, rozżarzonych węgli, które pływały w tym ogniu. Postacie te były wyrzucane z wielką siłą wysoko wewnątrz płomieni i spadały ze wszystkich stron jak iskry podczas wielkiego pożaru, lekkie jak puch, bez ciężaru i równowagi wśród przeraźliwych krzyków, wycia i bólu rozpaczy wywołujących dreszcz zgrozy. (Na ten widok musiałam krzyczeć «aj», bo ludzie to podobno słyszeli.) Diabli odróżniali się od ludzi swą okropną i wstrętną postacią, podobną do wzbudzających strach nieznanych jakichś zwierząt, jednocześnie przezroczystych jak rozżarzone węgle.
Przerażeni, podnieśliśmy oczy do Naszej Pani szukając u Niej pomocy, a Ona pełna dobroci i smutku rzekła do nas:
- „Widzieliście piekło, do którego idą dusze biednych grzeszników. Żeby je ratować, Bóg chce rozpowszechnić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeżeli się zrobi to, co wam powiem, wielu przed piekłem zostanie uratowanych i nastanie pokój na świecie. Wojna zbliża się ku końcowi. Ale jeżeli ludzie nie przestaną obrażać Boga, to w czasie pontyfikatu Piusa Xl rozpocznie się druga wojna, gorsza. Kiedy pewnej nocy ujrzycie nieznane światło, (ma na myśli nadzwyczajne światło północne, które widziano w nocy 25 stycznia 1938 r. w całej Europie, także w Polsce. Łucja uważała je wciąż za znak obiecany z nieba) wiedzcie, że jest to wielki znak od Boga, że zbliża się kara na świat za liczne jego zbrodnie, będzie wojna, głód, prześladowanie Kościoła i Ojca Świętego.
Aby temu zapobiec, przybędę, aby prosić o poświęcenie Rosji memu Niepokalanemu Sercu i o Komunię św. wynagradzającą w pierwsze soboty. Jeżeli moje życzenia zostaną spełnione, Rosja nawróci się i zapanuje pokój, jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowanie Kościoła, dobrzy będą męczeni, a Ojciec Święty będzie musiał wiele wycierpieć. Różne narody zginą. Na koniec jednak moje Niepokalane Serce zatriumfuje. Ojciec Święty poświęci mi Rosję, która się nawróci i przez pewien czas zapanuje pokój na świecie. W Portugalii będzie zawsze zachowany dogmat wiary itd. Tego nie mówcie nikomu; Franciszkowi możecie to powiedzieć. Kiedy odmawiacie różaniec, mówcie po każdej tajemnicy: „O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba, a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia".


Nastała chwila ciszy, a ja zapytałam:
- „Pani nie życzy sobie ode mnie niczego więcej?"
- „Nie, dzisiaj już nie chcę od ciebie niczego więcej".


I jak zwykle uniosła się w stronę wschodu, aż znikła w nieskończonej odległości firmamentu.
IV. 19 sierpnia 1917 - czwarte objawienie się Matki Bożej
13 sierpnia 1917 r. ponieważ już opowiadałam, co tego dnia zaszło, nie będę się powtarzać, ale przechodzę do objawienia według mnie z dnia 15 pod wieczór (Łucja myli się, jeżeli uważa, że objawienie zdarzyło się w tym samym dniu, kiedy wyszli z więzienia z Vila Nova de Ourem. Objawienie miało miejsce w następną niedzielę, tj 19 sierpnia).
Ponieważ wówczas jeszcze nie umiałam odróżnić poszczególnych dni miesiąca, być może, że się mylę. Ale zdaje mi się, że było to tego samego dnia, kiedy wróciliśmy z więzienia z Vila Nova de Ourem.

Kiedy z Franciszkiem i jego bratem Janem prowadziłam owce do miejsca, które się nazywa Valinhos, odczułam, że zbliża się i otacza nas coś nadprzyrodzonego, przypuszczałam, że Matka Boska może nam się ukazać i żałowałam, że Hiacynta może Jej nie zobaczyć. Poprosiłam więc jej brata Jana, żeby po nią poszedł. Ponieważ nie chciał iść, dałam mu 20 groszy; zaraz pobiegł po nią.

Tymczasem zobaczyłam z Franciszkiem blask światła, któreśmy nazwali błyskawicą. Krótko po przybyciu Hiacynty zobaczyliśmy Matkę Boską nad dębem skalnym.
- „Czego Pani sobie życzy ode mnie?"
- „Chcę, abyście nadal przychodzili do Cova da Iria 13 i odmawiali codziennie różaniec. W ostatnim miesiącu uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli".
- „Co mamy robić z pieniędzmi, które ludzie zostawiają w Cova da Iria?"
- „Zróbcie dwa przenośne ołtarzyki. Jeden będziesz nosiła ty z Hiacynta i dwie inne dziewczynki ubrane na biało, drugi niech nosi Franciszek i trzech chłopczyków. Pieniądze, które ofiarują na te ołtarzyki, są przeznaczone na święto Matki Boskiej Różańcowej, a reszta na budowę kaplicy, która ma tutaj powstać".
- „Chciałam prosić o uleczenie kilku chorych".
- „Tak, niektórych uleczę wciągu roku" - i przybierając wyraz smutniejszy powiedziała: - Módlcie, módlcie się wiele, czyńcie ofiary za grzeszników, bo wiele dusz idzie na wieczne potępienie, bo nie mają nikogo, kto by się za nie ofiarował i modlił".


I jak zwykle zaczęła unosić się w stronę wschodu.
V. 13 września 1917 - piąte objawienie się Matki Bożej
13 września 1917. Kiedy zbliżyła się godzina, przeciskałam się z Hiacynta i Franciszkiem przez tłum ludzi, który nam ledwo pozwalał przejść. Ulice były pełne ludzi. Wszyscy chcieli nas widzieć i rozmawiać z nami. Tam się jeden drugiego nie bał. Wiele osób, nawet zacne panie i panowie przeciskali się przez tłum, który nas otaczał. Padali na kolana przed nami, prosząc, byśmy Matce Bożej przedstawili ich prośby. Inni, którzy nie mogli się do nas dostać, wołali z daleka:
- „Na miłość Boską, proście Matkę Boską, żeby mi wyleczyła mego syna kalekę".
Ktoś inny wołał:
- „Niech wyleczy moje niewidome dziecko". A znowu inny:
- „A moje jest głuche". I znowu inny:
- „Niech mi przyprowadzi z wojny do domu mego męża i mego syna".
- „Niech mi nawróci grzesznika".
- „Niech mnie uzdrowi z gruźlicy" itd.

Tam ukazała się cała nędza biednej ludzkości, niektórzy krzyczeli z drzew, inni z muru, na którym siedzieli, aby nas zobaczyć, gdy przechodziliśmy. Jednym obiecując spełnienie ich życzeń, innym podając rękę, aby mogli się podnieść z ziemi, mogliśmy się dalej posuwać dzięki kilku mężczyznom, którzy nam torowali drogę przez tłum.
Kiedy teraz czytam w Nowym Testamencie o tych cudownych scenach, które się zdarzały w Palestynie, kiedy Pan Jezus przechodził, przypominam sobie te, które jako dziecko mogłam przeżyć na ścieżkach i ulicach z Aljustrel do Fatimy do Cova da Iria. Dziękuję Bogu i ofiaruję Mu wiarę naszego dobrego ludu portugalskiego.
Myślę, że jeżeli ci ludzie na kolana padali przed trojgiem biednych dzieci, jedynie dlatego, że z miłosierdzia Bożego doznały łaski rozmawiania z Matką Boską, to co by dopiero robili, gdyby widzieli przed sobą samego Jezusa Chrystusa? Więc dobrze, ale to wszystko do tego nie należy. Było to raczej poślizgnięcie się pióra w tym kierunku, do którego właściwie nie zmierzałam. Cierpliwości, znowu coś zbędnego! Nie usuwam jej jednak, aby nie niszczyć zeszytu.

Doszliśmy wreszcie do Cova da Iria koło dębu skalnego i zaczęliśmy odmawiać różaniec z ludem. Wkrótce potem ujrzeliśmy odblask światła i następnie Naszą Panią nad dębem skalnym.
- „Odmawiajcie w dalszym ciągu różaniec, żeby uprosić koniec wojny. W październiku przybędzie również Nasz Pan, Matka Boża Bolesna i z Góry Karmelu, św. Józef z Dzieciątkiem Jezus, żeby pobłogosławić świat. Bóg jest zadowolony z waszych serc i ofiar, ale nie chce, żebyście w łóżku miały sznur pokutny na sobie. Noście go tylko w ciągu dnia".
- „Polecono mi, żebym Panią prosiła o wiele rzeczy: o uzdrowienie pewnego chorego i jednego głuchoniemego".
- „Tak, kilku uzdrowię, innych nie. W październiku uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli".


I zaczynając się wznosić, znikła jak zwykle.
VI. 13 października 1917 - szóste objawienie się Matki Bożej
13 października 1917. Wyszliśmy z domu bardzo wcześnie, bo liczyliśmy się z opóźnieniem w drodze. Ludzie przyszli masami. Deszcz padał ulewny. Moja matka w obawie, że jest to ostatni dzień mojego życia, z sercem rozdartym z powodu niepewności tego, co mogło się stać, chciała mi towarzyszyć. Na drodze sceny jak w poprzednim miesiącu, ale liczniejsze i bardziej wzruszające. Nawet błoto nie przeszkadzało tym ludziom, aby klękać w postawie pokornej i błagalnej.
Gdyśmy przybyli do Cova da Iria koło skalnego dębu, pod wpływem wewnętrznego natchnienia prosiłam ludzi o zamknięcie parasoli, aby móc odmówić różaniec. Niedługo potem zobaczyliśmy odblask światła, a następnie Naszą Panią nad dębem skalnym.
- „Czego Pani sobie ode mnie życzy?"
- „Chcę ci powiedzieć, żeby zbudowano tu na moją cześć kaplicę. Jestem Matką Boską Różańcową. Trzeba w dalszym ciągu codziennie odmawiać różaniec. Wojna się skończy i żołnierze powrócą wkrótce do domu".
- „Ja miałam Panią prosić o wiele rzeczy: czy zechciałaby Pani uzdrowić kilku chorych i nawrócić kilku grzeszników i wiele więcej".
- „Jednych tak, innych nie. Muszą się poprawić i niech proszą o przebaczenie swoich grzechów".

I ze smutnym wyrazem twarzy dodała:
- „Niech ludzie już dłużej nie obrażają Boga grzechami, już i tak został bardzo obrażony".

Znowu rozchyliła szeroko ręce promieniejące w blasku słonecznym. Gdy się unosiła, Jej własny blask odbijał się od słońca. Oto, Ekscelencjo, powód dlaczego zawołałam, aby ludzie spojrzeli na słońce. Zamiarem moim nie było zwrócenie uwagi ludzi w tym kierunku, gdyż nie zdawałam sobie sprawy z ich obecności. Zrobiłam to jedynie pod wpływem impulsu wewnętrznego, który mnie do tego zmusił.

Kiedy Nasza Pani znikła w nieskończonej odległości firmamentu, zobaczyliśmy po stronie słońca św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus i Naszą Dobrą Panią ubraną w bieli, w płaszczu niebieskim. Zdawało się, że św. Józef z Dzieciątkiem błogosławi świat ruchami ręki na kształt krzyża.

Krótko potem ta wizja znikła i zobaczyliśmy Pana Jezusa z Matką Najświętszą. Miałam wrażenie, że jest to Matka Boska Bolesna.
Pan Jezus wydawał się błogosławić świat w ten sposób jak św. Józef. Znikło i to widzenie i zdaje się, że jeszcze widziałam Matkę Boską Karmelitańską.

Uwagi końcowe
Oto, Ekscelencjo, historia objawień Matki Boskiej w Cova da Iria w 1917 roku.
Zawsze, gdy z jakiegoś powodu musiałam mówić o nich, starałam się uczynić to jak najzwięźlej z pominięciem intymnych spraw osobistych, bo by mnie to bardzo wiele kosztowało. Ale ponieważ są one Boże, a nie moje, i ponieważ Bóg teraz Waszą Ekscelencję o nie pyta, oddaję je niniejszym. Świadomie nie zatrzymuję niczego, co do mnie nie należy. Wydaje mi się, że brak tylko kilku małych szczegółów odnoszących się do próśb, które przedstawiłam. Ponieważ były to sprawy bardziej materialne, nie miały dla mnie specjalnego znaczenia i być może nie utkwiły mi tak żywo w pamięci. A poza tym było ich tak wiele! Miałam i z tym tyle roboty, aby sobie przypomnieć niezliczone łaski, o które miałam Matkę Bożą prosić, że może tu i tam wślizgnęła się jakaś pomyłka, kiedy np. powiedziałam, że wojna skończy się w tym samym dniu, tj. 13 (Prawdę mówiąc, Łucja nie powiedziała wprost że wojna skończy się w tym samym dniu. Nakłoniona została do tego przez wiele naglących pytań, które jej stawiano).
Wiele ludzi było zdumionych pamięcią, którą Bóg mi raczył dać. Dzięki nieskończonej dobroci Bożej jest to pod każdym względem naprawdę wielki dar. Jednak w nadprzyrodzonych sprawach nie trzeba się dziwić, że tak głęboko odciskają się w pamięci, że po prostu nie można ich zapomnieć. W każdym razie sensu spraw, które one oznaczają, nigdy się nie zapomina, jeżeli Bóg sam nie sprawi, że się je zapomni.
 
urodzony: 11 czerwca 1908 r.
zmarł: 4 kwietnia 1919 r.
beatyfikowany: 13 maja 2000 r. w Fatimie przez Jana Pawła II
Wychowując się – wraz ze swoją siostrą Hiacyntą – w ubogiej rodzinie, bardzo wcześnie poznał Boga i Jego Matkę, i nauczył się Ich wielbić.
Podczas objawień Anioł i Przenajświętsza Dziewica prosili go o modlitwę i pokutę w intencji odpuszczenia grzechów, aby uzyskać nawrócenie grzeszników i pokój dla świata. Od tej pory jego największą troską było wypełnianie próśb Anioła i Maryi; w ten sposób czynił nieustanne postępy na drodze ku doskonałości.
Ogromne wrażenie na Franciszku wywarły słowa Anioła: „Pocieszajcie waszego Boga”. To pragnienie ukierunkowało całe życie chłopca. Franciszek chciał pocieszać Jezusa przede wszystkim przez odmawianie różańca i adorację Jezusa Ukrytego w tabernakulum kościoła parafialnego.
13 maja Roku Jubileuszowego 2000 papież Jan Paweł II wpisał Franciszka Marto do grona błogosławionych.


 
urodzona: 11 marca 1910 r.
zmarła: 20 lutego 1920 r.
beatyfikowana: 13 maja 2000 r. w Fatimie przez Jana Pawła II
Zasad wiary chrześcijańskiej nauczyła się – podobnie jak jej brat Franciszek – dzięki wychowaniu w domu rodzinnym. Podczas objawień Anioł i Przenajświętsza Dziewica prosili ją o modlitwę i pokutę w intencji odpuszczenia grzechów, aby uzyskać nawrócenie grzeszników i pokój dla świata. Od tej pory czyniła wiele ofiar za nawrócenie grzeszników i dla pocieszenia Niepokalanego Serca Maryi. Szczególną miłością obdarzyła także Ojca Świętego. „Cierpię z miłości do Pana Jezusa jako zadośćuczynienie Niepokalanemu Sercu Maryi za nawrócenie grzeszników i za Ojca Świętego” – wyznała Łucji. „[W niebie] Będę bardzo kochać Jezusa i Niepokalane Serce Maryi” – oznajmiła krótko przed śmiercią.
13 maja Roku Jubileuszowego 2000 papież Jan Paweł II wpisał Hiacyntę Marto do grona błogosławionych.


urodziła się 22 marca 1907 w Aljustrel (parafia Fatima) w rodzinie Antonio dos Santos i Marii Rosa, jako najmłodsza z siedmiorga dzieci. Zgodnie ze zwyczajem przyjęła Komunię św. w szóstym roku życia, co znajduje wybitne miejsce w jej wspomnieniach. Wcześnie podjęła pracę jako pasterka. Od siódmego roku życia (1915 r.) doznaje jako jedyna z widzących (obok kuzyna Franciszka i kuzynki Hiacynty Marto) przywileju rozmowy z Matką Bożą. Jej też została powierzona tzw. trzecia tajemnica fatimska. Od 1917 roku uczęszcza do szkoły. Dnia 17 czerwca 1921 roku wstępuje do Kolegium Sióstr św. Doroty w Vilar (Porto), gdzie otrzymuje również wychowanie religijne i moralne, na poziomie szkoły podstawowej, a następnie - do nowicjatu tychże sióstr, dnia 24 października 1925 roku. Śluby wieczyste składa 3 października 1934 roku. Dnia 25 marca 1948 roku wstępuje do karmelitanek bosych w Coimbra, przybierając imię Maria Łucja od Jezusa i Niepokalanego Serca. Umiera dnia 13 lutego 2005 roku. Pozostawia po objawieniach notatki w postaci Wspomnień oraz Apeli orędzia fatimskiego.

Wielka obietnica związana z nabożeństwem pierwszych sobót.
 
Siedem lat po zakończeniu fatimskich objawień Matka Boża zezwoliła Siostrze Łucji na ujawnienie treści drugiej części tajemnicy fatimskiej. Jej przedmiotem było nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi.
10 grudnia 1925 r. objawiła się Łucji Maryja z Dzieciątkiem i pokazała jej cierniami otoczone serce. Dzieciątko powiedziało: "Miej współczucie z Sercem Twej Najświętszej Matki, otoczonym cierniami, którymi niewdzięczni ludzie je wciąż na nowo ranią, a nie ma nikogo, kto by przez akt wynagrodzenia te ciernie powyciągał". Maryja powiedziała: "Córko moja, spójrz, Serce moje otoczone cierniami, którymi niewdzięczni ludzie przez bluźnierstwa i niewdzięczność stale ranią. Przynajmniej ty staraj się nieść mi radość i oznajmij w moim imieniu, że przybędę w godzinie śmierci z łaskami potrzebnymi do zbawienia do tych wszystkich, którzy przez pięć miesięcy w pierwsze soboty odprawią spowiedź, przyjmą Komunię Świętą, odmówią jeden Różaniec i przez piętnaście minut rozmyślania nad piętnastu tajemnicami różańcowymi towarzyszyć mi będą w intencji zadośćuczynienia".
W jednym ze swych listów Siostra Łucja pisze o tym, co zostało jej objawione.
"Córko moja - powiedział Jezus - chodzi o pięć rodzajów zniewag, którymi obraża się Niepokalane Serce Maryi:
1. obelgi przeciw Niepokalanemu Poczęciu,
2. przeciw Jej Dziewictwu,
3. przeciw Jej Bożemu Macierzyństwu,
4. obelgi, przez które usiłuje się wpoić w serca dzieci obojętność, wzgardę, a nawet nienawiść wobec nieskalanej Matki,
5. bluźnierstwa, które znieważają Maryję w Jej świętych wizerunkach".
Do warunków nabożeństwa w Pierwsze Soboty należy:
  1. przystąpienie do spowiedzi św. i przyjęcie komunii św.,
  2. odmówienie
jednej części różańca,
  3. odprawienie piętnastominutowej medytacji,
  4. a wszystkie warunki odprawiamy w intencji wynagradzającej Niepokalanemu Sercu Maryi.

Siostra Łucja wskazała, iż intencja wynagradzająca jest najistotniejszym warunkiem nabożeństwa.

Linki
Wspomnienie
13 maja - Najświętsza Maryja Panna Fatimska